„Kiedy moi koledzy z klasy oglądali „Beverly Hills, 90210”, ja walczyłam w obronie słabszych” – zaręcza w płomiennej przemowie atrakcyjna sekretarz stanu Charlotte Field. Chwilę potem jej słowa podchwytuje dziennikarka: „Zawsze przeczuwaliśmy, że Charlotte jest Andreą Zuckermann w ciele Kelly Taylor”. Przywołanie telewizyjnego hitu z lat 90. jest w tym przypadku nie tylko zabawne, co uszczypliwie trafne. „Niedobrani” to przecież na równi historia pięknej kobiety w świecie polityki wysokiego szczebla, jak i miśkowatego fana Marvela, który u pięknych kobiet do tej pory nie miał szans. Idąc dalej, to kolejny etap rehabilitacji szkolnego geeka, który w czasach triumfu zamożnej i rozpuszczonej młodzieży z „Beverly Hills” był tym słabszym. Jedyne na co mógł liczyć to pogarda, wykluczenie towarzyskie, ewentualnie litość. Po ciężkich bojach odzyskał niepodległość i został przywrócony popkulturze na nowo – jako materiał na dobrego chłopaka, męża i ojca. Dziś doczekał się własnej wersji „Pretty Woman”.
Asystentka Charlotte patrzy na Freda z niechęcią; ten facet nawet nie umie się ubrać. Niechlujny pajac z wypchanymi kieszeniami. Dlaczego więc Charlotte ma do niego słabość? To proste. Oboje mają poczucie humoru, bystry umysł i wrażliwość. W idealnym świecie ani wygląd, ani status społeczny nie są istotne. Mówiąc banałem: liczy się wnętrze. „Niedobrani” idą za tą ideą i wymyślają dla swoich bohaterów utopijną rzeczywistość – komedię romantyczną, w której królowa umawia się z błaznem, osoby o odmiennych poglądach przyjaźnią się, zaś hipokryzja zostaje ostentacyjnie odrzucona. „Każdy z nas się masturbuje” – mówi publicznie Charlotte w reakcji na seksaferę. Po co udawać, że nie?
Bo w gruncie rzeczy geek i przystojna polityczka pasują do siebie bardziej, niż można przypuścić. Oboje istnieją w opozycji do rzeczywistości zdominowanej przez wpływowych, silnych mężczyzn (w filmie reprezentowanych przez media i politykę), którzy nie tylko utrudniają kariery ambitnym kobietom i traktują je przedmiotowo, ale też spychają na margines nieśmiałych, łagodnych i zafiksowanych na popkulturze idealistów. W tym kontekście związek Charlotte i Freda to triumf szlachetności nad arogancją panów w garniturach. A przy okazji wyśniony obrazek z przebłyskami kameralnego autentyzmu. Scena, w której Charlotte i Fred tańczą do piosenki Roxette jest uroczo bezpretensjonalna.
***
W jednym z pierwszych odcinków „Beverly Hills, 90210” Kelly zagaduje swojego byłego chłopaka, Steve’a. Ten na ostatniej imprezie urżnął się w trupa i nic nie pamięta. „I co? Dojechałeś do domu sam czy podwiózł cię ten dureń?” – pyta go z przekąsem. „Jaki dureń?” „No ten geek… kretyn” – precyzuje Kelly, marszcząc brwi i malutki nosek.
No właśnie.