Dziewczyny we „Mgle”

Jamie Lee Curtis z pierwszego „Halloween” Carpentera i Jamie Lee Curtis z dwa lata późniejszej „Mgły” tegoż – dziewczyna ta sama, bohaterka całkiem inna. Pierwszy sygnał: włosy. U Laurie Strode nieokiełznane na znak niewinności. Odwrotnie niż u jej następczyni, Elizabeth, która ostrzyżona jest krótko i przekornie, a prócz tego inaczej się ubiera (z pewnością wyrosła już z wełnianych, halloweenowych rajstop). Wygląd staje się projekcją charakteru. Elizabeth to urodzona autostopowiczka. Wolny duch, który ucieka od zamożnej rodziny, bo wbrew pozorom pieniądze szczęścia nie dają. W Antonio Bay zatrzymuje się przez przypadek – poznaje faceta, z którym jej dobrze. Śpią ze sobą, zaprzyjaźniają się, bez zobowiązań i śladów opresji, ot, dla wzajemnej przyjemności. 

Wszystkie dziewczyny z „Mgły” są interesujące. Stevie na przykład (wspaniała Adrienne Barbeau) to samotna matka pracująca w radiu, której zmysłowy głos umila wieczory mieszkańcom portowego miasteczka. To, w jaki sposób wykonuje zwykłe czynności – przygotowuje się do pracy, rozmawia z synem, zapala papierosa – wiele o niej mówi. To kobieta silna, opanowana, pogodzona. Bezbronna nie jest również bohaterka grana przez Janet Leigh, agentka nieruchomości, której charyzma objawia się w dziarskim kroku, stylu mówienia, świetnie skrojonych kostiumikach. Podoba mi się, jak Carpenter charakteryzuje swoje bohaterki. Nie wchodzi do ich życiorysów z butami, ale też nie traktuje w budowaniu grozy pretekstowo. Lubi je, więc wystarcza mu kilka sprawnie nakreślonych konturów, by tchnąć w nie życie. 

Do „Mgły” wróciłam po kilku latach i polubiłam bardziej niż kiedyś. Również za sprawą zachowanej w niej niewinności. Ten film to staroświecka bajka o duchach, opowiadana małym budżetem, ale dużą kreatywnością. W której najbardziej liczy się atmosfera (budowana powoli, ale nieprzerwanie – od pierwszej do ostatniej minuty) oraz romantyzm, zarówno lokacji (radiostacja umieszczona w latarni morskiej, dzikie, wietrzne plaże, nawiedzone miasteczko podczas pełni), jak i w bohaterach – tęskniących, zaangażowanych, namacalnych. Wystarczająco żywych, aby stoczyć walkę z duchami, a potem, jakby nigdy nic, wrócić do własnych spraw.

Czytaj też:   "Saint Maud" Rose Glass, czyli grzeszna służebnica


About the author

superchrupka

View all posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *