Choć lato uderza z ekranu, film ma w sobie coś ze świątecznej opowieści. Magia, która przeistacza rozżaloną nastolatkę w trzydziestoletnią kobietę, jest jak spod choinki – powołana w dobrej wierze, trochę na wzór opowiadania Dickensa o Scrooge’u, staje się okazją do epifanicznej wędrówki w przyszłość.
Małoletnia Jenna, konfrontując się z dorosłą wersją siebie, dostrzega przykre konsekwencje kiełkującego już w dzieciństwie egoizmu, narcyzmu, pogoni za niewłaściwymi priorytetami. I jest sobą rozczarowana. Zabawowa, poprzetykana gagami forma filmu nie tamuje znajomej goryczy, która często towarzyszy spoglądaniu na siebie w czasie, porównywaniu oczekiwań sprzed lat z bieżącą rzeczywistością. „Dzisiaj 13, jutro 30” to mądra przypowieść o utraconej niewinności.
W filmie Winicka tęskniło się za ejtisami, zanim to było modne, tęskniło niepowierzchownie; nostalgia nie zatrzymuje się na dekoracjach i szlagierach, ale chwyta młodzieńczą energię dekady. Duchową przewodniczką historii staje się charyzmatyczna Pat Benatar, zaś rozgorączkowany teledysk do „Love Is A Battlefield” obrazową lekcją tego, jak żyć, kochać i czuć. Początek nowego millenium, cyniczny i zblazowany (świat mody został ukazany jako śmiertelnie poważny i zjadający własny ogon, beznamiętna muzyka opiera się na mizernych bitach), wypada blado w zestawieniu z melodyjnymi latami osiemdziesiątymi.
Winick nie podchodzi bezkrytycznie do epoki, którą hołubi. Kierując się empatią, wywraca charakterystyczne dla niej motywy i naprawia wstydliwe grzeszki. Oglądając jego film, przypominam sobie dramatyczny, zwieńczony tragedią odcinek „Beverly Hills 90210” (1991), w którym główni bohaterowie pojawiają się na przyjęciu urodzinowym mniej popularnego kolegi ze szkoły. Choć zachowują się wobec niego protekcjonalnie i jedynie szukają okazji, by się ulotnić, to oni przedstawieni są jako pozytywni, fajni i nonszalanccy, a solenizant na ich tle to groteskowo przerysowany weirdo. W „Dzisiaj 13, jutro 30” znajduję odbicie tej sceny. Na urodzinach Jenny, które stanowią ramę filmu, twórcy dokonują przewrotu. “Wredne dziewczyny” spadają z tronu, z kolei pulchny i lekceważony geek, fan Talking Heads, urasta do rangi najlepszego życiowego kompana.
Jest w filmie Winicka nieoczywisty liryzm, nieustannie obecna delikatność. Zaklęta w dorosłym ciele niewinna bohaterka jest zarazem urocza i przejmująca. Wzrusza moment, w którym, osamotniona i przestraszona dorosłym życiem, przyjeżdża do rodzinnego domu i chowa się w szafie dziecięcego pokoju. To niezwykła i znacząca scena, bezradna próba powrotu do siebie, do bezpiecznej przeszłości. Owszem, „Dzisiaj 13, jutro 30” jest komedią romantyczną, ale romantyczne spełnienie nie jest w niej najwyższą stawką. Nie dorośnij za bardzo, uratuj w sobie to, co najlepsze – oto właściwe przesłanie opowieści o dziewczynce, która chciała dorosnąć.