Słodki maj. Na tę okoliczność film także majowy – rozkoszny, zwiewny, słoneczny, choć momentami ustępujący goryczy. „Historia Rose” w reżyserii Marthy Coolidge z 1991 roku opowiada o dziewiętnastoletniej dziewczynie (fantastyczna Laura Dern tuż po „Dzikości serca”), której kobiecość właśnie budzi się do życia. Bohaterka w niejasnych, choć z pewnością burzliwych okolicznościach, wprowadza się w charakterze pomocy domowej do nieco zdziwaczałej, na wpół konserwatywnej rodziny Hillyerów. Wnosi do ich domu wiele życia – jest energiczna, roześmiana, świetnie dogaduje się z dziećmi, w tym z całkowicie zafascynowanym nią 13-letnim Buddym. Problem stanowi buzująca seksualność dziewczyny, której nie sposób utrzymać w ryzach; ta ogarnia jej ciało, wyrywa się na zewnątrz, jest wołaniem, naiwną tęsknotą, oczekiwaniem, nadzieją.
Rose pragnie wkroczyć w dorosłe życie poprzez miłość i pieszczoty. Możliwość znalezienia „tego jedynego” ma w jej oczach wręcz cudowne wymiary. Do tego stopnia, że kocha się jednocześnie we wszystkich młodzieńcach z okolicy (przy czym szczególną estymą darzy swojego dojrzałego pracodawcę, szukając w nim, jak się domyślam, łaski ojcowskiego spojrzenia) i przez co nieustannie sprowadza na siebie kłopoty, z czasem również złą opinię. Źle jej życzą zwłaszcza ci, których uwiera dziewczęcy temperament – choć naturalny i szczery, to poza kontrolą. Lepiej go zamknąć w gorsecie sztywnych zasad, wyciąć, wyrzucić, zapomnieć. Znamy to przecież. Dziewczynie nie wypada. Dziewczyna powinna się pilnować, spać z rękoma na kołderce. Nie to co chłopak.
Film nakręcono w konwencji kina komediowo-obyczajowo-famil