Dla biednych maturzystów długi weekend majowy musi być prawdziwym koszmarem. Słońce świeci, przygoda wzywa, a tu nie ma przebacz – trzeba nadrabiać całe lata nieróbstwa. Ja, mimo że już nieco starsza, trochę ich rozumiem. Z języka polskiego podszkoliłam w ciągu paru sezonów więcej niż paru maturzystów – z lepszym bądź gorszym skutkiem.

Przychodząc do mnie, odsłaniali swoją duszę, niewiedzę, fajność i irytującość. Ja w zamian próbowałam rozbudzać ich ciekawość literaturą, kulturą – chyba dobrze mi szło. Zawsze jednak na przeszkodzie miodności naszych lekcji stał jeden solidny wróg – program nauczania.

Spis lektur to dramat. Naprawdę. I nie chodzi mi o to, że dzisiejsi uczniowie mają mniej materiału do wkucia niż ja kiedyś. Pomijając na moment abstrakcyjny dobór książek, chciałam zwrócić uwagę na jedną rzecz. Bo zawsze mnie to zastanawiało. Czym kierowali się twórcy tego spisu, każąc maturzystom czytać lektury fragmentarycznie? Wie ktoś może? Aż skręca mnie z bólu, kiedy widzę, że uczeń klasy trzeciej ma za zadanie przeczytać drugi, trzeci, szósty, siódmy, ósmy, dziewiąty, dziesiąty, dwunasty i czternasty rozdział „Ferdydurke”. No cóż. Po co przecież zaczynać od rozdziału pierwszego? Może nawet lepiej zacząć od ósmego? A potem przejść od razu do przedostatniego? A na koniec napisać wypracowanie o twórczości Gombrowicza? Czytanie lektur na miarę ery facebooka. 

Szczęśliwe „Kordiana” zaczynamy od aktu pierwszego. Czyli normalnie. Ale pamiętajmy – w trzecim akcie interesują nas tylko dwie sceny – piąta i szósta.

The Breakfast Club

No ja nie wiem, jak można skumać „Ferdydurke”, nie czytając tej książki w całości. Nie wiem też, dlaczego z „Kordiana” poleca się wyciąć kilka scen. Czemu to służy? Uczniowie nie mogą się przemęczać, czy o co chodzi? Jak na moje oko wyrywanie sceny z kontekstu trudnej przecież lektury czyni sprawę jeszcze bardziej niezrozumiałą. Jestem natomiast skłonna przychylić się ku decyzji o ograniczeniu "Nad Niemnem” do jakichś tam scen. Obszerność lektury, jej mozolne tempo, pozwalają osadzić się w kontekście nawet, czytając na wyrywki. 

Inną kwestią jest dobór lektur. Spis ograniczono i uszczuplono. Kiedyś faktycznie było tych książek więcej, mogły przytłoczyć. Poddając spis diecie, nie pomyślano jednak o jego aktualizacji. Literaturę polską zakończono na II wojnie światowej i wierszach noblistów. No i na „Tangu” Mrożka. Całość przedstawia się nudno, tendencyjnie i przestarzale. Nie. Nie chodzi mi o to, by wywalić „Pana Tadeusza” i „Potop” (choć tak naprawdę nikt z młodzieży tego nie czyta), a zamienić je na „Zmierzch”.  Ale czy naprawdę nie dałoby się te nasze rodzime i najsłynniejsze dzieła poprzeplatać rzeczami dla młodych bardziej zjadliwymi? O rany, literatura polska, literatura światowa to tak wielkie i różnorodne bogactwo, w którym można przebierać tak cudnie, że aż szkoda gadać. I dałoby się tych młodych ignorantów trochę bardziej zainteresować. Dałoby się zwrócić ich uwagę. Opowiedzieć mniej martyrologiczną historię. Pewne tendencje wykazać na barwniejszych przykładach. Być bardziej współczesnymi. Naprawdę – istnieją pisarze literatury najnowszej, którzy sprawdziliby się na lekcjach polskiej lepiej niż „Nie-boska komedia”.

Usagi Tsukino

Można byłoby coś tam jeszcze popodmieniać. Na przykład Gombrowicz. Lubię go i cenię i zawsze był mi bardzo bliski. Ale nie wiem, czy to dobry pomysł, by zmuszać młodych do czytania fragmentów „Ferdydurke”, którego za moich czasów, tak jak i teraz, a pewnie i wcześniej – nie potrafili zrozumieć. Może zamiast tego jakieś opowiadanie tegoż samego autora? Albo dramat? Fragmenty "Dzienników"? Na „Ferdydurke” przyjdzie czas dla każdego, kto wyrośnie na porządnego człowieka. Podobnie Orzeszkowa. Poważnie mówię – ona napisała coś więcej niż „Nad Niemnem”, a w jej dorobku znajdą się i pozycje bliższe życia. Ja rozumiem: praca u podstaw, praca organiczna, mogiła powstańcza itd. itp. No ale bez jaj. O tym wszystkim da się opowiedzieć, zrobi to sprawny nauczyciel, wytłumaczy na przykładach, wystarczy. Nie trzeba się katować.

Stowarzyszenie umarłych poetów

Właśnie – nauczyciel. Z licznych relacji moich dawnych maturzystów zawsze wynikało jedno – lekcje języka polskiego to prawdziwy koszmar. Nudna, okropna, męka, katorga straszliwa. A przecież, tak na chłopski, wcale niehumanistyczny rozum, powinno być zupełnie inaczej. Język polski to interesujące historie, wspaniałe biografie, anegdoty, ciekawostki, cała masa możliwości na pobudzanie umysłów. Ci wszyscy pisarze nie byli posągami, awatarami jakimiś. Za ich życiem idą fascynujące opowieści, dramaty, a nawet kontrowersje. O rany. Taka lekcja o Gombrowiczu i jego porąbanym życiu! Albo Kochanowski na wesoło i wszystkie jego rubaszności. Da się, jak się chce. Ale nikomu się chyba nie chce. I siedzą tam stare prukwy – bez miłości do literatury, z płaskim myśleniem i zabijają w dzieciakach kreatywność. A potem dzieciaki przychodzą do mnie na korki i wszystko mylą. Bo nikt im o tych fantastycznych postaciach nie powiedział niczego ciekawego. I myślą, że czytanie to nuda. A książki są niemodne. A potem wyniki czytelnictwa Biblioteki Narodowej i po prostu mogiła…


4 Replies to “Język polski to koszmar!

  1. Nareszcie ktoś, kto mnie rozumie ;___; Jestem tegoroczną maturzystką, umieram właśnie nad streszczeniem „Potopu” i pomstuję na kompozytorów list lektur szkolnych.

    Pozdrawiam znad zeszytów : )

    1. Haha! Pozdrawiam również i życzę powodzenia ;)

      A „Potop” nie taki straszny, jak go malują. Spoookojnie :)

  2. Zajrzałem po krótkiej przerwie i już parę tekstów do ogarnięcia. Pamiętając polityczną batalię o Gombrowicza nie dziwi mnie pomijanie paru rozdziałów tej książki.
    Polska szkoła to na swój wyjątkowy sposób bardzo ciekawy twór. Coś w rodzaju odgórnie zarządzanej fabryki średniaków i ludzi myślących w schematach o które zadbają ministrowie i cała „góra”. Nauczyciele są różni jednak typowy belfer zaczyna wyglądać mniej więcej tak: Mgr z biologi uczy (po studiach podyplomowych) polskiego bo z biologi jest mało godzin. Właśnie kończy podyplomówkę z angielskiego (dyrektor wysłał żeby mieć w rezerwie speca od tego przedmiotu).
    Jedyna nadzieja w młodych, jeszcze niewyzutych z zapału do przekazania wiedzy. Jednak młodziak jest często postrzegany jako zagrożenie dla starego porządku niemal od dnia 0.
    Jeszcze parę słów o lekturach. Kiedyś zastanawiało mnie dlaczego mamy z góry ustaloną listę lektur. Dziś po ponad 10 latach od wyjścia z sali gdzie odbywał się egzamin maturalny wcale mnie to nie zastanawia. Jak napisałaś za młodzi czytają Ferdydurkę (po co mają ją czytać później, jeszcze więcej do nich dotrze przypadkiem?!). Lepiej zanudzić młodziej zgrzybiałą literaturą niż dać nauczycielom (i może uczniom) wybór. Lepiej nie rozbudzać chęci poszukiwania i podać wszystko na talerzu, a że później się odbija to już nie istotne.
    Sam egzamin maturalny z języka polskiego to już tryumf schematu czego przykładem może być dr Tomasz Rożek który z analizy swojego własnego tekstu dostał 70% (co i tak nie jest takim złym wynikiem). Pojawia się pytanie czy ktoś z premedytacją nie niszczy tego systemu edukacji.
    Pracując jako nauczyciel przedmiotu humanistycznego (na różnych poziomach i w różnych szkołach) śmiało stwierdzam, że ten model edukacji się nie sprawdza.

    1. Dzięki za komentarz :)

      Zaczynałam studiować filologię polską z nauczycielskimi zamiarami. W trakcie studiów mój zapał, by edukować i wychowywać, został stłumiony. Jednak cały czas mam gdzieś w głowie wizję nauczyciela idealnego, takiego którym chciałam kiedyś być. Pełnego pasji, radości i wiedzy, takiego którego chce się słuchać, z którym się rozmawia, dyskutuje, który sprzedaje ciekawostki, pokazuje stare i zużyte kwestie z innej perspektywy, zapala, podsyca. Nie wiem jednak, czy ten obecny system jest w stanie spłodzić sobie takich nauczycieli – raczej chyba ich niszczy i z zapaleńców robi rutyniarzy.

      Moment, w którym chłopak do mnie przychodzi na korki i mówi, że rozwiązywali z nauczycielem testy maturalne i że został pochwalony, za jakąś superkreatywną odpowiedź, ale z zaznaczeniem, że nie otrzymałby za nią punktów, gdyż nie jest zgodna z kluczem – potrafi mnie podłamać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *