Dokładnie rok temu zamieściłam na swoim fanpejdżu sylwestrowy wpis, w którym życzyłam Wam jak najwięcej filmowych odkryć w roku kolejnym. Takich, które wstrzymują oddech i które będą Waszą osobistą odpowiedzią na pytanie: „dlaczego właściwie kocham kino?”. Nie przypuszczałam wówczas, że życzenia te okażą się wyjątkowo trafione dla samej składającej. Bo się spełnią. Z radością oznajmiam i piszę to bez cienia przesady, że dla mnie mijający rok był pod względem obejrzanych filmów przełomowy. Najlepszy.

Po trosze do tej mojej filmowej satysfakcji przyczyniły się premiery z ostatnich dwunastu miesięcy. Szczególnie ta na zasłużonym miejscu pierwszym. „Feniks” Christiana Petzolda to film, który dzisiaj, z perspektywy czasu, traktuję jako początek niebywałej podróży.

TOP 11
Są nieścisłości w datach, bo skoro znalazła się tu „Dzika droga” (2014 USA, 2015 PL) to np. „Carol” nie powinna (2015 USA, 2016 PL), ale kto by się tym przejmował… A dlaczego 11? Taki mam kaprys.

1. Feniks

Mówią, że podróże kształcą. Ta nie była wyjątkiem. Zanim wsiadłam do tego pociągu, nie miałam zielonego pojęcia, kim jest Petzold i co mnie czeka. Zaczęło się od nastrojowego wieczoru, „Feniksa” i wielkiego zauroczenia. Na kolejnych stacjach, wyznaczanych przez wcześniejsze filmy niemieckiego reżysera, coraz bardziej uświadamiałam sobie, że nie chcę wysiadać, że chcę jechać dalej. I dzisiaj jestem tą szczęściarą, która może się pochwalić – obejrzałam je wszystkie. „Feniks” to kwintesencja tego, co najbardziej mnie w tym kinie wzięło. Petzold opowiada świetne, dopięte na ostatni guzik i przemyślane historie z wbijającymi w fotel finałami. Jest uważny, drobiazgowy, staranny. Robi kino niuansu, wyrażonego czasem w jednym spojrzeniu, zdaniu lub geście. Rewelacyjnie wychodzą mu filmowe cytaty i nawiązania, zabawa gatunkiem, cały poziom meta. Jednocześnie nie zaniedbuje swoich bohaterów. Jego filmy są świetnie zrobione zarówno od strony formalnej, jak i "wewnątrz" – mają duszę. 

Przyznam, że w tym roku dość mocno gryzły mnie powszechne oceny dla „Feniksa” – siódemki i niewydarzone, nieczułe, lekceważące recenzje.

Mnie Petzold wiele nauczył. Patrzeć trochę inaczej na kino, głębiej. Jego arcydzieła, mniejsze lub większe, bardziej kameralne lub brawurowe, to piękna lekcja filmowej wrażliwości. Polecam gorąco.

PHOENIX  ein Film von CHRISTIAN PETZOLD mit  NINA HOSS und RONALD ZEHRFELD.Die Geschichte einer Holocaust Ueberlebenden die mit neuer Intentität herausfinden will ob ihr Mann sie verraten hat. Story on a woman who has survived the Holocaust. Presumedly dead, she returns home under a new identity to find out if her husband betrayed her Phoenix. Il racontera l'histoire, après la Seconde Guerre Mondiale, d'une femme qui a survécu à l'Holocauste. Tout le monde la croit morte. Elle revient chez elle sous une nouvelle identité et découvre que son mari l'a trahie... ACHTUNG: Verwendung nur fuer redaktionelle Zwecke im Zusammenhang mit der Berichterstattung ueber diesen Film und mit Urheber-Nennung PHOENIX  ein Film von CHRISTIAN PETZOLD mit  NINA HOSS und RONALD ZEHRFELD.Die Geschichte einer Holocaust Ueberlebenden die mit neuer Intensität herausfinden will ob ihr Mann sie verraten hat. Story on a woman who has survived the Holocaust. Presumedly dead, she returns home under a new identity to find out if her husband betrayed her Phoenix. Il racontera l'histoire, après la Seconde Guerre Mondiale, d'une femme qui a survécu à l'Holocauste. Tout le monde la croit morte. Elle revient chez elle sous une nouvelle identité et découvre que son mari l'a trahie... ACHTUNG: Verwendung nur fuer redaktionelle Zwecke im Zusammenhang mit der Berichterstattung ueber diesen Film und mit Urheber-Nennung

2. Miara człowieka

Kończąc oglądać skromną, niepozorną „Miarę człowieka” miałam ściśnięte gardło. Finał filmu, który rozgrywa się bardziej wewnątrz sponiewieranego przez system bohatera, niż na zewnątrz – wewnątrz jego głowy i jego serca, co nieuważny widz mógłby przegapić. Mógłby na chwilę odwrócić wzrok, spojrzeć na komórkę, oglądnąć się za siebie i nie złapać słusznego, choć cichego gniewu Thierry’ego. Wielka strata. 

miara człowieka

3. Mad Max: Na drodze gniewu

Brak mi słów. 

mad max

4. Carol

„Carol” to piękny, elegancki i wzruszający film. Zarówno od strony formalnej, jak i w samej historii oraz jej przekazie. Działa jak intymna kapsuła, w której możemy się zamknąć i zupełnie zapomnieć o świecie na zewnątrz. Ujmująco klasyczny w swoim nieklasycznym temacie. Z doskonałym finałem. To również film bardzo kobiecy. Kto jak kto, ale Todd Haynes naprawdę zna się na kobiecej duszy. Doskonała Rooney Mara.

carol

5. Victoria

Na fanpejdżu o tym doskonałym filmie pisałam tak:

jak bardzo „Victoria” jest filmem zajebistym, to aż trudno opisać. Słuchajcie. Trwa ponad 2 godziny. Składa się z jednego ujęcia. Można by zatem przypuścić, że to najbardziej nużący film roku. A tu niespodzianka. To bomba, nie film. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak dogłębnie zaangażowana w seans. Nie pamiętam, kiedy tak silnie czułam się uczestniczką filmowych wydarzeń.
 

Ja naprawdę, serio, serio, zeszłej nocy byłam na tamtym dachu, co bohaterowie filmu. Sączyłam z nimi kradzione browce i miała tę samą głupawkę – od alkoholu, niewyspania i od tego czegoś, co w takie ciepłe noce wisi w powietrzu. Podobnie zresztą jak Wy. Wy też tam byliście i to nie raz. Piliście ze mną tę wódkę przy tamtym barze, by potem tańczyć i tańczyć, śmiać się za głośno, aż wreszcie razem wejść w miasto. A miasto żyło. Tętniło nocnym, osobnym światem. Trwało razem z nami w ciągłym rozwoju zdarzeń, od dobrej zabawy aż po zaskakującą jatkę. I wreszcie doczekało świtu. A wtedy – odmienione, mniej niebezpieczne, ale bardziej przetłaczające – zaszeleściło szumem samochodów i trajkotaniem ptaków. Ptaki trajkoczą zupełnie inaczej na porannym kacu. Gdy snujesz się ulicą, rozmazany, rozczochrany i pełen wrażeń. Tylko że Ty nie masz krwi na swoich dłoniach. A Victoria ma.
 

„Victoria” to majstersztyk realizacji. To autentyzm postaci i rozbrajająca gra aktorska. To świetny pomysł, dobra zabawa, emocje, chemia i motyle, adrenalina. Aż wreszcie – bam, bam – nieoczekiwany rozwój wypadków, tarapaty, prawdziwy strach, niebezpieczeństwo, napięcie, ból, żal i namacalny świt. Ja pierniczę, co za film.

victoria

6. Dzika droga

O „Dzikiej drodze” pisałam tutaj. Zdania nie zmieniłam. To mądre i czułe kino o szukaniu siebie i rehabilitacji. Świetnie, odważnie i pomysłowo zrealizowane. Niestety trochę niedocenione przez internet. 

7. Coś za mną chodzi

Nie istnieje na ziemi fanka „Halloween” i kina lat 80-tych, która nie doceni tego filmu. Ja jestem fanką „Halloween”. I kina lat 80-tych.

follows

8. Marsylski łącznik

Wymyśliłam sobie, że do pierwszej dziesiątki wcisnę tylko jeden film z narkotykami w tle. Sorry „Sicario”, ale „Marsylski łącznik” jest po prostu bardziej mój. Zacznijmy od tego, że film ogląda się świetnie, miodnie, że wciąga. Prócz bardzo płynnie i stylowo opowiedzianej kryminalno-sensacyjno-gangsterskiej historii otrzymujemy również emocje. Film jest też piękny wizualnie, ciekawy muzycznie (Debbie Harry!), a z ukazaniem realiów lat 70-tych radzi sobie lepiej niż niejeden amerykański szlagier. No i ma rewelacyjnego głównego bohatera, w którym – muszę się przyznać – chyba się zakochałam. Ostatni sprawiedliwy, sam przeciw wszystkim, marsylski kowboj i brudny harry, niepoprawny, dowcipny, twardy, ale wrażliwy, cudownie męski Jean Dujardin. Na co dzień wrzucam do siebie same piękne kobiety, myślę więc, że wybaczycie mi tę chwilę słabości:

marsylski
9. Biały Bóg

O „Białym Bogu” na fanpejdżu pisałam tak:

Dla przyjemności, którą można wyssać z seansu "Białego Boga", warto uwielbiać kino. I choć wielu recenzentów może mieć z tym filmem problem – zarzucić mu nazbyt wyraźne przemielenie gatunkowych schematów, czasem przesadną ckliwość, być może za prosty podział na to, co czarne i białe – to ja się z nimi nie zgadzam. "Biały Bóg" to film wspaniały – odważny, zrobiony z empatią i cudowny wizualnie. Prostota – podana w sposób tak widowiskowy i niespotykany jak tutaj – sprzedaje się sama w sobie. Nie potrzebuje trudnych metafor, wyższej psychologii i fabularnych zawijasów. I bez tego potrafi chwycić za gardło. "Biały Bóg" nie oszukuje, ale czaruje naprawdę. To nie jest film na zachowawczą "siódemkę". To mocne 9/10

bially bog

10. Pentameron

Nie mogę nie wyróżnić filmu, w którym wyprawia się TAKIE rzeczy:

pentameron

11. Mission: Impossible – Rogue Nation

Na fanpejdżu o nowym "Mission: Impossible" pisałam tak:

Po pierwsze: dowcip, również autoironiczny, którego film nam nie żałuje od pierwszej do ostatniej sceny. Po drugie: Tom Cruise – taki wiadomo… superbohaterski na maxa, a jednak całkiem fajny, nienadęty, elegancki i zabawny jednocześnie. Po trzecie: poczucie, że film ten zrobił ktoś, kto kino naprawdę lubi, a nie ktoś, kto taką sympatię zaledwie udaje. Christopher McQuarrie (dobry druh od scenariusza "Na skraju jutra") zrobił to, co ja zwykle lubię – w konwencji kina bombastycznie współczesnego zacytował parę filmowych "komunałów", powielił stare formuły, postawił kilka niewidzialnych przypisów, takich do odczytania we własnym zakresie. I wdzięcznie mu to wyszło. Po czwarte: zaskakująca staroświeckość, co objawiło się choćby w damsko-męskiej relacji – stylowej, sympatycznej, "nieinwazyjnej" zupełnie, prawie tak jak to bywało w czarno-białych komediach sprzed lat. Po piąte wreszcie: Rebecca Ferguson, jej bohaterka i jej ciało.

mission

Specjalne wyróżnienia dla:

Potencjalnie najbardziej sentymentalny seans: Spectre.

To pierwszy film, który obejrzałam w nowym, jaworznickim kinie. W godzinach pracy, dwie osoby na sali i ja, wzruszona, że to się właśnie wydarza. Że mogę tak po prostu wyjść z domu i w miarę szybko znaleźć się w kinie. Że wreszcie, po latach biedy, smutku i depresji Jaworzno ma swój duży ekran. A samo „Spectre”? Bawiłam się naprawdę dobrze. Myślę, że to spora zasługa tego, że ostatnio mocno siedzę w Bondach. Dawkuję stare Bondy raz w tygodniu, a „Spectre” jest tak uroczo… stary. I dajcie wreszcie spokój temu Waltzowi, dobry jest!

Film, który sprawił, że na moment znowu stałam się pełną wiary w świat, ludzi i miłość dziewczynką. Taką bez krzty cynizmu: Kopciuszek.

Nie bój się, ten film nie jest za słodki. A dobre zakończenia nie gryzą.  

Najbardziej pogodny film: Twinsters

Wyobraź sobie taką sytuację: masz brata/siostrę bliźniaka, ale nie wiesz o jego istnieniu. Dowiadujesz się o tym nagle, przypadkiem, dzięki Facebookowi. Co więcej, okazuje się, że ten Twój brat/siostra nie tylko jest do Ciebie fizycznie podobny/a, ale również jest Twoją bratnią duszą. No przyznaj, że to wzruszające. I trochę tak, jakbyś wygrał na loterii. I o tym właśnie opowiada ten dokument – o dwóch siostrach, które przypadkiem odnalazły się w tym wielkim, choć – jak się powszechnie uważa – okrutnym świecie. Obie sympatyczne, energetyczne, zabawne, bardzo współczesne i naturalne czynią tę opowieść prawdziwą perełką. Po obejrzeniu urośnie Wam serce, obiecuję.   

Bo tak: Kryptonim U.N.C.L.E.

Bo jest fajniejszy niż można by się po nim spodziewać.

Serial: Banshee

Kto nie ogląda „Banshee”, ten robi sobie krzywdę. Ja w mijającym roku chapsnęłam trzy sezony i sama sobie zazdroszczę. To były przyjemnie patologiczne dni. Każdy z Was to zna. Te dni, w których ogląda się odcinek za odcinkiem, w których wiotczeją mięśnie od nieruszania się. Maratony z „Banshee” to jedna z największych moich przygód tego roku. Większa niż wakacje. Może się wydawać, że „Banshee” to tylko taka "napierdalanka". Otóż nie. Tam nie tylko leją się po mordach i strzelają. Ten serial to ocean świetnych pomysłów, ma fajowskie postacie i prawdziwe emocje. Przygotujcie się jednak – to również serial, który łamie serce.

banshee

Krótko:

Uniewinniam: Jurassic World

Czuję niedosyt: Bone Tomahawk

Czuję mały zawód, a wcześniej, przez chwilkę, nawet trochę złości: Cop Car.

Wielkich rozczarowań nie odnotowałam.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *