To był rok, w którym na ekran wróciły moje dwie ulubione aktorki – Isabelle Huppert i Jennifer Jason Leigh. Prócz nich wrócił też mój ulubiony gatunek, western – nie zawsze w sposób spełniony, ale często, więc było w czym wybierać. Blockbustery bywały udane, niektóre horrory też, a wśród nowości pojawił się dawno niewidziany Verhoeven. To był dla mnie ważny rok. Pierwszy raz obejrzałam „Harakiri” Kobayashiego i wiele innych arcydzieł. Z Japonii i nie tylko. Otworzyłam kolejne skrytki, dowiedziałam się więcej niż w przeciągu ostatnich kilku lat. A poza tym znalazłam swoje miejsce – takie z ekspresem do kawy, z kominkiem, no i z najlepszym człowiekiem do wspólnego odkrywania kina.

Z okazji udanego roku serwuję wyjątkowo rozbudowane podsumowanie.

Moja ulubiona 15-stka roku 2016:


1. Służąca, reż. Park Chan-wook

Najbardziej krzywdzącą reakcją na "Służącą" jest zgorszenie. Bo za dużo, bo za mocno, bo "pornografia". Ale są też inne, nietrafione reakcje. Choćby niechęć do nieskrępowanego szaleństwa reżysera, który – chociaż skrył je pod eleganckim kostiumem – to w kulminacyjnych momentach pozwolił mu wybuchnąć. Warto otworzyć się na "Służącą", nie zamykać w snobistycznych szufladkach. Wtedy dojrzymy w niej nie tylko wybitną, kreatywną adaptację literatury, świetnie odpowiedzianą, drobiazgowo skonstruowaną historię, ale także przykład twórczej radości. Park Chan-wook każdą scenę "Służącej" podszył dzikim entuzjazmem. A perwersja? Jest tu urokliwa jak chyba w żadnym innym filmie. Sceny zbliżeń są długie i dosadne, ale też dowcipne, przewrotne i piękne, co rzadko chodzi w parze. I nie ma w tej erotyce ani przesady, ani prowokacji, jest za to szczerość. Odgłosy rozkoszy, jedność dwóch filigranowych ciał, to najpiękniejsze tego roku filmowe przesłanie, jakie dotarło do moich zmysłów.

sluzaca

2. Elle, reż. Paul Verhoeven

Isabelle Huppert – mistrzyni wieloznaczności. U Verhoevena stworzyła sylwetkę niezależnej, nowoczesnej kobiety, właścicielki firmy zajmującej się produkcją gier video, córki seryjnego mordercy. Historia zaczyna się od gwałtu. Czyli mocno. Potem fabuła rozwija się w nieprzewidziany sposób. Tak nieprzewidziany jak jej bohaterka. Paul Verhoeven, człowiek od „Robocopa” i „Nagiego instynktu”, a jednocześnie jeden z moich ulubionych reżyserów, wreszcie wrócił z nowym filmem. Nie obyło się bez zaskoczeń. "Elle" to francuski komediodramat, czyli osobliwe jak na tego reżysera osiągnięcie. A jednak bardzo "verhoevenowskie" – prowokujące, nieprzyzwoite, ironiczne. Tak jak u Francuzów, którzy za pomocą komedii rozminowują drażliwe kwestie i szydzą z jakiejkolwiek poprawności, tak i "Elle" budzi śmiech, ale też niepokój. I zmusza do patrzenia w głąb – do myślenia i interpretowania. Polska premiera 27 stycznia.

elle

3. Anomalisa, reż. Charlie Kaufman, Duke Johnson

Neurotyczne arcydzieło. „Anomalisa” to skromny film. Być może dlatego łatwo go przeoczyć lub, co gorsza, zlekceważyć. Kaufman, korzystając z ciekawej formy ("Anomalisa" to film lalkowy), zanurza fabułę w elementarnych lękach świata. Tego samego świata, który na każdym kroku nakazuje nam „być sobą”, a jednocześnie zawłaszcza sobie do nas prawo. I tak naprawdę nie wiemy już, kim jesteśmy. Sobą na pewno nie. Depresyjna historia, poruszająca i gorzka, choć również zabawna. Z jedną z najbardziej autentycznych scen łóżkowych w historii kina, chociaż, o ironio, odegraną przez lalki.

anomalisa
4. Toni Erdmann, reż. Maren Ade

Ten film jest nie tylko bardzo zabawny, ale także bardzo mądry. Mimo skromnej formy trzy godziny seansu mijają ekspresowo, fundując mocne skoki emocjonalne – od śmiechu po wzruszenie. Najbardziej lubię w „Tonim” trzy sceny: tę slapstickową, w której główna bohaterka nie może uporać się ze swoją sukienką, więc decyduje się przyjąć gości nago. Śliczną scenę przytulenia. Oraz scenę piosenki, na wpół komiczną, na wpół wzruszającą. Obejrzenie tej ostatniej w pełnym kinie to wartościowe wspomnienie. Ludzie zgromadzeni na seansie śmiali się, ale – daję głowę – niemal wszyscy przez łzy. Większość z nas musiała odczuwać coś więcej niż rozbawienie. Piosenka spełniona, jakby akt przejścia, moment przemiany, kilka ważnych minut, w trakcie których razem z bohaterką zdajemy sobie sprawę z wielu ważnych rzeczy. Polska premiera „Toniego Erdmanna” 27 stycznia 2017.

toni
5. Goldstone, reż. Ivan Sen

Jeśli western to poezja, Ivan Sen potrafi pisać piękne wiersze. „Goldstone” to rewelacyjnie sfilmowany poemat, zakotwiczony w westernowo-noirowej konwencji i w upalnej, australijskiej mitologii. Nasz zachwyt filmem będzie większy, gdy zorientujemy się, że zrobił go niemal w całości jeden człowiek – Ivan Sen sam sobie reżyserem, scenarzystą, operatorem, a nawet kompozytorem (jego muzyka jest rewelacyjna!). Westernowa poezja wybrzmiewa tu zarówno w pięknych kadrach, jak i w niespiesznej, poruszającej opowieści – męskiej, ale głęboko romantycznej. Poezja to również spojrzenia i dialogi – oszczędne, wstrzemięźliwe, ale pulsujące od znaczeń i podskórnego napięcia. Najpiękniejsza Australia w tym roku.

goldstone
6. Aquarius, reż. Kleber Mendonça Filho

Są dwie rzeczy, które szczególnie ujęły mnie w tym filmie. Pierwsza to radość życia skumulowana w postaci Soni Bragi, imponująco witalnej aktorki po sześćdziesiątce. Druga to postawa granej przez nią bohaterki. Clara nie gra ani o życie, ani o grube pieniądze, ale o coś bardziej błahego (?) – wspomnienia. Walka, którą toczy z bezduszną korporacją, jest z góry skazana na przegraną, a jednak kobieta nie boi się podjąć wyzwania. W imię wartości duchowych, własnej godności, dziedzictwa. To niepopularna filozofia w świecie, w którym wszyscy, najczęściej dla świętego spokoju, przesuwamy kolejne granice. Idziemy na łatwiznę, porzucając "staroświeckie" wartości. Jednocześnie szukamy dla siebie usprawiedliwień – a to w wymogach nowoczesności, a to w presji z zewnątrz. Ale ciągle wbrew własnemu sumieniu. Polska premiera "Aquariusa" 30 czerwca 2017 roku.

auarius
7. Too Late, reż. Dennis Hauck

Oto niezależne kino, jakie chciałoby się oglądać jak najczęściej. Najlepiej opisać je za pomocą skojarzeń: a to z „Pulp Fiction”, a to z „Holy Motors”, a nawet z filmami Altmana, a także z kinem noir. Jednak nawet takie wyliczanki nie uchwycą jego charakteru – bezczelnego, nowoczesnego, eksperymentalnego. Eksperyment to w 100% udany, bez żadnych pretensji. Ogląda się gładko, z zaciekawieniem. Film na każdym kroku zaskakuje, szokuje, nie tyle fabularnymi twistami (choć ma i to!), ale też warstwą językową. W języku dzieje się tu bardzo dużo. Język co rusz wpada w inne konwencje, jest swobodny, świadomy, błyskotliwy. Całość ostatecznie romantyczna, pięknie nakręcona w kilku długich ujęciach. Kino stworzone z miłości do kina, a jednak – mimo odtwarzania wydeptanych ścieżek – zupełnie osobne, nowe.

too-late
8. Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii, reż. Robert Eggers

Seans “Czarownicy” Eggersa to mocne przeżycie. To horror imponująco sugestywny, gdzie obraz wespół z muzyką jeżą włosy na karku – dawno nie widziałam tak strasznego, ale też uczciwego w swoich zagraniach horroru. „Czarownica” to film głęboko zanurzony w folklorze, który – choć przenosi nas w odległe czasy i miejsce – okazuje się bardziej namacalny niż niejedna współczesna historia. To zasługa Eggersa, który minimalizuje liczbę wykalkulowanych „straszaków”, ale wiarygodnie i skrupulatnie odtwarza pewien kawałek posępnej rzeczywistości. Strach i opętanie osadza w oczach, twarzach oraz głowach bohaterów i to właśnie w ten sposób przedziera się do naszej podświadomości z pytaniem: a co jeśli szatan istnieje?

czarownica

9. Christine, reż. Antonio Campos

Film Antonio Camposa jest bolesny. W subtelny, uważny sposób opowiada tragiczną historię pewnej dziennikarki i jej przegranego życia. Fabularnie nieskomplikowany, choć z szokującym zakończeniem, pod skorupą wydarzeń ukrywa złożoną warstwę emocjonalną. Oto mamy opowieść o wielkich ambicjach i dramacie ich niespełnienia. O niedopasowaniu do świata i środowiska. O wyizolowaniu, inności i skomplikowanej walce tego, co wewnątrz z tym, co na zewnątrz. Campos opowiada o swojej bohaterce z empatią, ale mówi nie tylko o niej. Przekuwa jej życiorys na uniwersalne treści. Z łatwością odnajdujemy w Christine kawałek siebie. Rebecca Hall jest świetna w swojej roli, a dekoracje – amerykańskie lata 70-te – są tu tak naturalne, że prawdziwe. Cichy, wielki film.

christine
10. Lament, reż. Na Hong-jin

Trwa aż 156 minut, a nie luzuje napięcia nawet na moment. Prócz strachu i niepokoju prowokuje też zgoła inne emocje: od dzikiej wręcz ciekawości, do czego to wszystko zmierza (przez długi czas nie wiadomo, w co się z nami pogrywa), po rozbawienie, bywa że nieco histeryczne i w zupełnie nieoczekiwanych momentach. Najbardziej widowiskowe egzorcyzymy w historii kina, ciamajdowaty policjant, szaman w bluzie Nike, żywy trup, no i oczywiście tajemnica uwikłana w gatunkowy tygiel – to wszystko sumuje się w kawał mocnego, błyskotliwego kina grozy.

lament
11. Cloverfield Lane 10, reż. Dan Trachtenberg

Na początku filmu Michelle zdobywa się na odwagę, by zerwać ze swoim chłopakiem. Na końcu filmu Michelle jest już gotowa iść na wojnę. Nie w zaskakującym finale tkwi moc tego filmu, ale w jego konsekwencji i głębszej idei. Oto mamy trzy rozdziały z życia dziewczyny. Każdy kolejny doświadcza ją w nowy sposób, zmusza do pokonania kolejnej przeciwności, a tym samym dodaje jej siły, odwagi i sprytu. Niemal jak w grze komputerowej. Gdy spojrzymy na ten film z lotu ptaka, a nie tylko jak na kolejny, trzymający w napięciu thriller, otrzymamy coś nieoczekiwanego – niezwykłą historię narodzin wojowniczki.

clover
12. Stylistka, reż. Olivier Assayas

Jestem przekonana, że gdy “Stylistka” wejdzie do naszych kin (o ile w ogóle tak się stanie), polscy krytycy będą mieli sporo frajdy. „Film do bicia”, można powiedzieć. Odwraca reguły gry, sprzeciwia się naszym przyzwyczajeniom. Assayas w ryzykowny, bo dosłowny sposób, łączy dramat z horrorem. Ucieleśnia duchy, pozwala je zobaczyć. I to budzi bunt, zmieszanie, a nawet śmiech – bo jak to? Urealniać to, co nierealne? Z pokerową miną i bez oczek puszczanych widzom ożywiać duchy? Nie w horrorze, a w dramacie? Tyle że „Stylistyka” idzie głębiej – nie jest historią o duchach na zewnątrz, ale o demonach wewnątrz. Doskonała scena smsowania z (prawdopodobnie) duchem to jedna z moich ulubionych, tegorocznych scen filmowych.

personal-hopper
13. Neon Demon, reż. Nicolas Winding Refn

Narcystyczne kino Refna bywa problematyczne. "Neon Demon", bliższy doświadczeniu sztuk plastycznych niż literaturze, doskonale podchwytuje jedną z patologii współczesności – ideę nieskazitelnej perfekcji. Robi to w prowokujący sposób – czerpie zarówno z kina gatunku, jak i wymagającego cierpliwości kina typu „slow”. Operuje logiką snu i groteską, bezczelnie łamie reguły narracji i przyzwoitości. Dobrze jest podczas seansu przeskoczyć własne ograniczenia. Wtedy „Neon Demon” okaże się niezwykłym doświadczeniem – gdzie intensywność doznań, oryginalność skojarzeń wizualno-dźwiękowych, misterna kompozycja i barwa, złożą się w niesłychaną, złowrogą baśń dla dorosłych. Jedyną w swoim rodzaju podróżą w głąb podświadomości.  

neon-demon
14. Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie, reż. Gareth Edwards

Gareth Edwards to prawdziwy artysta, któremu już kolejny raz udało się w hollywoodzkiej machinie pogodzić dwie, zdaje się niemożliwe do pogodzenia sprawy – artystyczne ambicje z regułami komercji. „Łotr 1” jest wspaniałą, choć fatalistyczną przygodą, w której nadzieja budzi się po trupach, a kosmiczne bachanalia schodzą z nieba na ziemię. I wybucha wojna. Jest w tym radość tworzenia i niecodzienna ekspresja. W osiągnięciu dojrzałości nie przeszkadzają "Łotrowi" ani blockbusterowe wymogi, ani baśniowe archetypy.

rogue-1
15. Zjawa, reż. Alejandro González Inárritu

“Zjawa” to antywestern pełną gębą – krwisty, mocny, z całą masą wspaniałych scen. To prosta, archetypiczna opowieść o zemście, której sugestywność jest tak duża, że nie prosi o nic więcej. Nie rozumiem obrazy krytyki na tzw. „tanią metafizykę” (czyż nie jest tak, że „metafizyka” według nich zawsze jest „tania”?). W tym przypadku uzasadnioną indiańskim kontekstem i bardziej „schowaną” niż we wcześniejszych filmach Iñárritu. Co ciekawe, niemal rok później do polskich kin trafi inny, kasowy film, który „tanią metafizykę” znacznie gorszego sortu, będzie pokazywał bez żadnych kompleksów. Nie oberwie mu się jednak tak jak "Zjawie". Mowa o „Przełęczy ocalonych” Mela Gibsona. Ale tak to jest, zarówno w kinie, jak w życiu. Powracających, pokiereszowanych utracjuszy (jak Gibson)  traktuje się bardziej ulgowo niż „irytujących” ludzi sukcesu na oscarowej autostradzie (jak Inárritu).

zjawa
Inne tytuły, które polubiłam, a nie zmieściły się do głównej stawki:
Po burzy (reż. Hirokazu Koreeda), Wołyń (reż. Wojciech Smarzowski), Nienawistna ósemka (reż. Quentin Tarantino), Captain Fantastic (reż. Matt Ross), The Neighbor (reż. Marcusa Dunstan), Green Room (reż. Jeremy Saulnier), Koniec trasy (reż. James Ponsoldt), Co przynosi przyszłość (reż. Mia Hansen-Løve), Aż do piekła (reż. David Mackenzie), Ostatnia Rodzina (reż. Jan P. Matuszyński),  Klient (reż. Asghar Farhadix), Cicha namiętność (reż. Terence Davies), Teraz dobrze, wtedy źle (reż. Sang-soo Hong), Sing Street (reż. John Carney), Wyznania nastolatki (reż. Marielle Heller).   

Ulubione seriale:
Westworld (sezon 1),
Gra o tron (sezon 6)
Quarry (sezon 1)
Fleabag (sezon 1)
Długa noc (sezon 1)

Rozczarowania:
Blair Witch (reż. Adam Wingard)
Każdy by chciał!! (reż. Richard Linklater)
In a Valley of Violence (reż. Ti West)
Star Trek: W nieznane (reż. Justin Lin)
Julieta (reż. Pedro Almodovar)
Midnight Special (reż. Jeff Nichols)
I Am a Hero (reż. Shinsuke Sato)

(Moim zdaniem) gnioty:
Nerve (reż. Henry Joost)
31 (reż. Rob Zombie)
Obecność 2 (reż. James Wan)
Bandyci i aniołki (reż. J.T. Mollner)
Powrót (reż.Simon Stone)
Hush (reż. Mike Flanagan)
Planeta Singli (reż. Mitja Okorn)
Konsultantka (reż.Logan Kibens)

Ulubione starsze filmy, które obejrzałam w tym roku:


Komedie:
Swingers, reż. Doug Liman (1996)
Fish Story, reż.Yoshihiro Nakamura (2009)
Żegnaj Taipei, reż. Arvin Chen (2010)
Pracująca dziewczyna, reż. Mike Nichols (1988)

Horrory:
Tuż przed świtem, reż.Jeff Lieberman (1981)
Następny jesteś ty, reż. Adam Wingard (2011)
Zabójca, reż. Greg McLean (2007)
Człowiek ciemności, reż. Sam Raimi (1990)

Westerny:
15:10 do Yumy, reż. Delmer Daves (1957)
Był tu Willie Boy, reż. Abraham Polonsky (1969)
Banda, reż. Robert Benton (1972)
Dzień wyjętych spod prawa, reż. André De Toth (1959)

Thriller/sensacja/kryminał:
Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj, reż. Martin McDonagh (2008)
Wschodnie obietnice, reż. David Cronenberg (2007)
Zagadka zbrodni, reż. Joon-ho Bong (2003)
Battle Royale, reż.Kinji Fukasaku (2000)

Retro:
Niebezpieczne terytorium, reż. Nicholas Ray, Ida Lupino (1951)
Laleczka, reż. Elia Kazan (1956)
Midareru, reż.Mikio Naruse (1964)
Laura, reż. Otto Preminger, Rouben Mamoulian (1944)

Dramat/melodramat:
Linda Linda Linda, reż.Nobuhiro Yamashita (2005)
Ai no mukidashi reż. Sion Sono, (2008)
Hae-mu, reż. Sung Bo Shim (2014)
Urodzeni zwycięzcy, reż. Anna Boden, Ryan Fleck (2015)

Najlepszy film wojenny, jaki widziałam w życiu:
Wojownicy, reż. Peter Kosminsky (1999)

Dokument:
Bruce Lee: Droga wojownika, reż. Bruce Lee, John Little (2000)

Polski film:
Jestem Twój, reż. Mariusz Grzegorzek (2009)

Animacja:
Charlie Brown i jego kompania, reż. Bill Melendez (1969)

Ulubiona VHS-ka:
Honor zabójcy, reż.Russell Mulcahy (1996)

Musical:
Upiór w raju, reż. Brain de Palma (1974)

Ulubieni ludzie (których filmy oglądałam w tym roku "hurtowo", więc zasługują na osobne wyróżnienie):
Janusz Nasfeter
Wczesny Kevin Reynolds
Masaki Kobayashi
Claire Denis
Hirokazu Koreeda

Nadrobione blockbustery, które polubiłam:
seria Jason Bourne
seria Star Trek
Super 8

Nadrobiony ulubiony serial:
Homeland

Warto odnotować: w zeszłym roku pierwszy raz wzięłam udział w festiwalach: T-Mobile Nowe Horyzonty i American Film Festival. Podobało się, w tym roku też się pojawię. Założyłam też konto na filmwebie. Zapraszam do znajomych wszystkich kinomanów zainteresowanych wymianą filmowych przyjemności: http://www.filmweb.pl/user/superchrupka


One Reply to “Kochanie, masz ochotę na podsumowanie? (2016)”

  1. Podoba mi się różnorodność w Twoim zestawieniu – jest kino azjatyckie, europejskie, australijskie, a nawet amerykański blockbuster. Nie powiem, który z tych filmów podobał mi się najbardziej, bo też planuję zrobić podsumowanie, na pewno nie będzie ono tak różnorodne, ale myślę, że kilka filmów z Twojej listy znajdzie się także u mnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *