Seans „Przemytnika” okazał się dla mnie osobnym, dość emocjonalnym doświadczeniem, którego kompletnie się nie spodziewałam. Oto patrzę na starca, na którego filmach nie tak dawno uczyłam się, czym jest kino w czystej postaci. Na jego wydłużone, białe ręce i skórę, pomarszczoną i cienką, która coraz mocniej przykleja się do czaszki. Na jego kanciasty, spowolniony krok i zaokrąglone plecy. I niby jestem do tego przyzwyczajona. Eastwood przepracowuje w kinie swoją starość przez większość mojego życia – komentuje ją, eksponuje cieleśnie, rozlicza sam siebie. Robił to już w latach 90., gdy składał elegijne wersy dla Dzikiego Zachodu w „Bez przebaczenia” lub odsłaniał wiotczejącą pierś w „Prawdziwej zbrodni”. Dobiegał wówczas siedemdziesiątki, ale, patrząc z dzisiejszej perspektywy, był niemal młodzieniaszkiem. Mijają lata, a on wciąż o tym samym. Dekadę temu w „Gran Torino”, teraz znów – o drzwiach, które nieuchronnie się zamykają. Tyle że dziś ta opowieść wybrzmiewa mocniej; przestrzeń między drzwiami a ścianą stale się zmniejsza.
„Przemytnik” to historia o ostatnich okazjach do zrobienia pewnych rzeczy i robieniu pewnych rzeczy po raz ostatni. Albo pierwszy, tyle że bez lęku i moralnych roztrząsań, bo niewiele jest do stracenia, a czas ucieka. Earl, czyli bohater filmu, jest tak naprawdę Clintem. Szorstkim i niepoprawnym, który zrzędzi i skostniale żartuje. Film nie jest idealny. Jest niezborny, ale to osobista wypowiedź, zaskakująco łagodna i spokojna, choć z domieszką znajomej autoironii i silnym pragnieniem odkupienia. To również opowieść o odchodzeniu. Scenę, w której Earl przytula się jak mały chłopiec do ponętnego kobiecego ciała na imprezie kartelu, mój mózg pokrętnie kojarzy z wierszami Miłosza. Konkretnie ze zbiorem „To”, o starzeniu się. Starszy człowiek rozgląda się wokół i wyłapuje wzrokiem młode dziewczyny. I podziwia je. Nagą łydkę, dekolt, opadające ramiączko. W jego chciwym spojrzeniu owszem, jest głód, ale nie ma nic oburzającego. To głód życia, które definiuje się młodością i ciałem. I ostatni moment, w którym starzec ma możliwość doświadczyć jego urody i kształtu.
