„Wayne”, skromny, ale znakomity serial produkcji YouTube pojawił się w moim repertuarze znienacka i od razu trafił na listę odkryć roku. Rzecz o parze nastolatków-wyrzutków z ubogich rodzin robotniczych, którzy na drodze kolejnych rozczarowań domem/szkołą/rówieśnikami/systemem nauczyli się przedzierać przez życie siłą: pięściami, pyskówką, jeśli trzeba zębami. To Wayne i Del – dopiero się poznali, zaiskrzyło, a teraz, pod naporem przykrych wydarzeń, wyruszają w podróż ze śnieżnego Bostonu na rozgrzaną Florydę, by odzyskać samochód chłopaka. Tyleż gniewni, co szlachetni, introwertyczni, choć przecież przebojowi, doświadczeni, ale jakimś cudem wciąż niewinni, są sercem tej opowieści – na wpół zabawnej, na wpół dramatycznej, gorzkiej i ciepłej zarazem, zaskakująco brutalnej.
Twórcy osadzili „Wayne’a” w teraźniejszości, choć ich sympatia dla klasyki kina młodzieżowego z lat 80. jest więcej niż wyraźna – nie dość, że słychać echa wspaniałego „Reckless” Jamesa Foleya (1984), to bohaterowie (także drugoplanowi), ze swoją wrażliwością, honorem, uczuciami, nawet gustem muzycznym, też jacyś niedzisiejsi, czasem rozgoryczeni, ale niepopsuci. Jednocześnie potężne źródło narcyzmu i lansu – internet – zostaje gdzieś na marginesie i nie sięga za daleko, co zdaje się wiązać nie tylko ze statusem materialnym bohaterów, ale z przekonaniami twórców – całymi sobą po stronie młodzieży trudnej, jednak naturalnej i nie skupionej na sobie. Sądzonej po pozorach, a zasługującej na drugą szansę.
Bardzo polecam.
Łyżka dziegciu: mimo dużej sympatii amerykańskich widzów dla "Wayne'a" i entuzjazmu krytyki (100% na Rotten Tomatoes), YouTube z uwagi na nową strategię porzucił go po pierwszym sezonie. Twórcy jednak wydają się zdeterminowani, by znaleźć serialowi nowy dom.„If Wayne were not to find new life, I would place it on a pedestal next to Freaks and Geeks and Firefly as the best television shows ever to last only one season. I will crawl over f****** broken glass to make sure that doesn't happen." – mówił jakiś czas temu Shawn Simmons, showrunner. Trzymam za słowo.