Minął kolejny rok, a ja wciąż nie znalazłam odpowiedniej dla siebie formuły blogowego podsumowania. Nie do końca radzę sobie z segregowaniem ulubionych filmów, z wartościowaniem ich, z układaniem list. Nie sprawia mi to frajdy, bardziej frustruje, powoduje presję. A jednak chciałoby się jakoś zwieńczyć ten cykl, choćby symbolicznie i w ten sposób wejść w nowe. Postanowiłam tym razem sobie ulżyć, przynajmniej po części. Poniżej kilka „worków” z ulubionymi filmami obejrzanymi w roku 2017, ułożonymi w miarę sprawiedliwie, łatwiej, bo według kolejności alfabetycznej.
Premiery, które najbardziej mi się podobały:
Premiery, które bardzo mi się podobały:
Ulubione seriale:
Ulubione "oldies":
Przyznam, że początkowo chciałam dołączyć do każdego z "worków" jakiś komentarz. Trochę się pożalić na słaby odbiór kilku tytułów, które osobiście uważam za dobre, wyrazić swój entuzjazm dotyczący pereł, które przeminęły jakby bez echa, ucieszyć się, że Valeska Grisebach nakręciła nowy film, Stéphane Brizé i Kenneth Lonergan również, i że "Blade Runner" taki dobry, Nolan zresztą też. Poza tym zamierzałam napisać parę słów o serialach, których w zeszłym roku widziałam całkiem sporo i zdziwić się na przykład, że Alan J. Pakula kręcił piękne dramaty obyczajowe, choć pewnie rzadko się go o to podejrzewa. Jeszcze więcej chciałam napisać, ale się wycofałam. Nowy rok ruszył z kopyta, a ja mam ochotę zrzucić z siebie balast.
Z głośników dobiega zeszłoroczne Arcade Fire:
„Każdy cal twojej głowy wypełnia to, co przeczytałeś. Każdy film, który widziałeś zapełnia przestrzeń twoich snów. Każda piosenka, jaką słyszałeś, gra w tym samym momencie, co za absurd."
Chwytam tę myśl. Czas zrobić miejsce na nowe, na kolejne. Zebrać siły, rozciągnąć mięśnie, rozruszać kości. Przyszykować przestrzeń dla świeżych tekstów. Może w tym roku się uda? …Częściej?