Uwaga, recenzja zawiera spoilery!
Wśród filmów produkcji Netflixa Perfekcja błyszczy światłem jasnym, choć niedostrzeżonym. Jak złoty łańcuszek zawieruszony w kasetce z plastikową biżuterią, po którym, ze względu na sąsiedztwo tandety, mało kto spodziewa się szlachetności.
Choć może jest inaczej. Richard Shepard nie wykuł swojego dzieła ze szlachetnego kruszcu, co nie oznacza, że stworzył kiepską imitację. Sukces tkwi przecież w technice. Materiał tani, ale obrobiony z pomysłem, na dodatek precyzyjną ręką, daje efekt nie mniej nęcący niż klasyczne złoto.
Zanim opowieść się rozpędzi, krótka ekspozycja. Oto Charlotte (Allison Williams), młoda kobieta otoczona aurą depresji – pobladła, spięta, wpatrzona w truchło powykręcanej chorobą matki. Aby się nią zająć, porzuciła dziesięć lat temu elitarną szkołę muzyczną, ambicje i marzenia o karierze wiolonczelistki. Teraz matka nie żyje, a Charlotte jest wolna. Mimo straconych lat spróbuje wrócić do momentu, w którym jej życie zostało ucięte. Przyleci do Szanghaju, gdzie odbywa się konkurs młodych talentów, by spotkać się z cenionym impresariem i swoim byłym nauczycielem, Antonem (Steven Weber) oraz jego ulubienicą, Lizzie (Logan Browing). Obie staną naprzeciw siebie jak rywalki. Wyprostowane plecy, zadarte głowy, napięcie – rozpoznany schemat podpowiada, że lada moment rzucą się sobie do gardeł. Może sabotaż? Niecna intryga? Nic z tego. Kto by przypuszczał, że zamiast walczyć, dziewczyny pójdą ze sobą do łóżka.
Film Sheparda jest pełen równie dobrych (i jeszcze większych) niespodzianek. Tym zresztą zasłynął w gronie abonentów platformy: efektownymi zwrotami akcji zespolonymi z wyrazistą zmianą dekoracji. Z przewrotkami wymieniana zostaje sceneria, gatunkowa przynależność, czasem perspektywa. Z thrillera erotycznego przechodzimy w body horror, z body horroru w kino zemsty. Cięcia Sheparda są odważne, na pierwszy rzut oka nawet zabawne czy szalone, przeważnie ekscytujące, podpatrzone zarówno w b-klasowych horrorach i erotycznych dreszczowcach, jak i w azjatyckim thrillerze: u Takashiego Miike (Gra wstępna, 1999) czy Park Chan-Wooka (Służąca, 2016). Od tego ostatniego twórca Perfekcji pożyczył nawet kilkuczęściową konstrukcję i sposób rozwijania intrygi polegający na tyleż powolnym, co precyzyjnie wybiórczym odkrywaniu kart. Metoda ta sprawia, że odbiór poprzednich zdarzeń nieustannie się wywraca i aktualizuje. Co istotne, formalne zapożyczenia nie są powierzchowne. Ze wspomnianymi mistrzami z Azji Perfekcja dzieli również temat – kobiety naznaczone traumatycznym doświadczeniem, mężczyźni przypisujący sobie prawo do dominacji, wyrachowani „koneserzy” kobiecych ciał, ich duszy i umiejętności, oprawcy w białych rękawiczkach.
Forma Perfekcji nie jest jedynie pustą zabawą, ale wydajnie pracuje na opowiadaną historię. Obrazy przechwycone z thrillerów erotycznych, które oglądamy w pierwszej części filmu – gdy napięcie seksualne między bohaterkami rośnie, a potem wybucha w zmiętej pościeli – służą twórcy do powielenia istotnej dla gatunku kliszy. Chodzi o charakterystyczny motyw: wojerystyczne spojrzenie mężczyzny skierowane na podniecający lesbijski spektakl. Erotyzowanie (jak w Służącej – jednym z nielicznych pełnokrwistych thrillerów erotycznych XXI w.) jest przestylizowane, a w zestawieniu z drugą częścią filmu dodatkowo dialoguje z jego wymową. Ta odsłania się dopiero, gdy dotrzemy do napisów końcowych. Przekonamy się wówczas, że nie chodzi o powielenie schematu, ale o jego obalenie.
Film sprzeciwia się męskiemu spojrzeniu, które krzywdzi i zawłaszcza pod pretekstem uwznioślania. Przesłanie to wybrzmiewa mocniej dzięki opowiadaniu za pomocą odkrywania sekretów. Impresario z początku filmu jawi się przecież jako postać obojętna i raczej nieszkodliwa. Przez znaczną część opowieści rzecz rozgrywa się wyłącznie między bohaterkami, które rozmawiają o karierze, przyszłości, seksie, jednak ani razu nie wspominają o swoim nauczycielu. Dopiero z czasem okazuje się, że to właśnie on, uporczywie pomijany, jest głównym elementem tej intrygi i źródłem przemocy. W ten sposób forma filmu niemal „na żywo” odwzorowuje system wypierania krzywdy i zwodnicze działanie pozorów. Oprawca potrafi ukryć się za wzniosłymi ideami i garniturem tak skutecznie, że nawet my, czujni widzowie, kompletnie nie zwracamy na niego uwagi.
Zawarta w tytule „perfekcja” znaczy więcej, niż się zdaje. Wiolonczelistki dążą do osiągnięcia perfekcji, choć płacą za to wolnością. Perfekcji wymaga mężczyzna, który selekcjonuje i „oznacza” podopieczne według kryterium zgodności z ideałem. Czym jednak jest ideał? Perfekcja w muzyce wiąże się z morderczą, zwykle samotniczą pracą, zaś w kobiecym ciele – z brakiem skazy. Ostatnie ujęcie filmu obala ten reżim skojarzeń. Okaleczone bohaterki wzajemnie się uzupełniają – wspólnie stanowią perfekcyjną całość. I lśnią niczym szczere złoto w słońcu.
Recenzja pierwotnie opublikowana na łamach finalgirls.pl